Niepozorny odpustowy balon wypełniony wodorem, Pico-41, lecąc przez 365 dni na wysokości 11,5 kilometra wykonał już ponad 20 obiegów Ziemi i wciąż regularnie informuje właściciela o tym gdzie się znajduje, dokąd zmierza i jaka jest aktualna prędkość wiatru.
– Z danych logu wyliczyłem, że Pikuś przeleciał już przynajmniej 441536 kilometrów. Ponieważ brakuje części danych, wynik ten jest zaniżony. To jednak z pewnością najdłuższy nieprzerwany lot polskiego obiektu tego (i każdego innego) typu oraz jeden z najdłuższych na świecie – mówi Tomasz Brol, twórca Pikusia, zaangażowany także w projekt MdI, czyli MiŚOT dla Internetu Rzeczy.
Konstrukcja tego stateczku powietrznego jest niezwykle prosta. To niewielki balonik wypełniony wodorem unoszony przez wiatr, do którego przymocowany jest tracker zasilany dwoma ogniwami krzemowymi. Łączna waga tej konstrukcji to niespełna 3,5 g. Ze względu na ruch obrotowy Ziemi – który wymusza główny kierunek wiatrów na planecie – balon leci tylko na wschód, a konstruktor nie ma żadnego wpływu na to jak wygląda jego lot. Może go tylko obserwować.
Nazwa Pikuś wzięła się zaś od mikrokontrolera sterującego elektroniką pokładową balonika. Procesor PIC18 stanowi serce komputera pokładowego – angielska nazwa PIC-o-Tracker zamieniła się z czasem w brzmiącą bardziej swojsko.
Dokąd odlatują balony?
– Cała przygoda zaczęła się dziewięć lat temu po tym jak mojej córce uciekł balonik z helem i zaczęliśmy się zastanawiać dokąd doleci – wspomina Tomasz Brol. – Wiedziałem jak to sprawdzić i postanowiłem to zrobić. Okazało się też, że podobni do mnie fascynaci technologii IoT i krótkofalarstwa wysłali już balonik z trackerem z Ameryki do Europy. Moim pierwszym celem stało się w związku z tym wysłanie swojego balonu do Ameryki, a kolejny miał za zadanie okrążenie kuli ziemskiej.
Istnieje także rosnące wciąż środowisko amatorów wysyłania w świat niewielkich baloników z trackerami. Jest ich tak wielu, że organizowane są specjalne eventy.
– 2 lipca w ramach Pico Baloon Challenge 2022 z Hvězdárna a planetárium w Brnie, wysłałem swój kolejny balon, Pico-42 – opowiada Tomasz Brol. – Jego płytka jest odrobinę cięższa niż poprzednio ze względu na zastosowaną ceramiczną antenę GNSS. Powinno to jednak poprawić odporność trackera na spoofing sygnału GPS, który bardzo się nasilił od czasu wybuchu wojny na Ukrainie. Stosowany dotychczas przeze mnie GP 1/4 lambda ma charakterystykę równoległą do Ziemi z wycięciem zenitu. Zastosowana teraz antena patrzy bardziej „w górę” jednocześnie osłabiając sygnały które mogą pochodzić z Ziemi – wyjaśnia.
Ze względu na wymogi konkursowe (powłoki udostępniane są przez organizatorów) Pikuś 42 najprawdopodobniej nie będzie działał tak długo jak poprzednik.
Pikuś może zaskoczyć
Pikuś 41 natomiast zrobił na początku wakacji wyjątkową niespodziankę swemu właścicielowi. Po 30 dniach milczenia zameldował się nad zachodnim wybrzeżem USA, a dane z ostatnich dni lotu wskazują że dłuższy czas spędził w okolicy bieguna.
– Wypuszczanie balonów w świata to oczywiście tylko zabawa, ale pośrednio daje też pojęcie o tym jak niesamowite rzeczy możliwości daje technologia internetu rzeczy, choćby o zjawiskach atmosferycznych – podkreśla Tomasz Brol.
Kilka danych technicznych Pikusiów: tracker własnego projektu i konstrukcji – odbiornik GPS, procesor PIC18, radio SI4464. Nadajnik pracuje w paśmie amatorskim 2m emisjami CW (Morse), Contestia 32/2000, APRS 1200 i 9600 baud – oczywiście tylko w ciągu dnia. Komputer pokładowy zapisuje log ścieżki, trzyma go przez około 7 dni i stara się przesłać dane na Ziemię. Tracker waży nieco poniżej 3.5 grama, powłoka balonu wypełniona jest wodorem.